To slogan znany powszechnie i znajdujący potwierdzenie w każdej dziedzinie naszego życia. Na dyplomie, który dostałem od koleżanek i kolegów po zakończeniu swojej pracy instruktora w służbie kontroli ruchu lotniczego, pośród kilku innych „złotych myśli” widnieje moja stara maksyma – „więcej praktyk w dużym ruchu”. Miałem w zwyczaju wpisywać ją pod ocenami w prawie każdej karcie dokumentującej przebieg szkoleń moich uczniów. Oznaczała oczywiście zachętę do dalszego rozwijania umiejętności praktycznych, „nabijania ręki” na stanowisku pracy w ruchu rzeczywistym, który jakże odbiega od sztucznie generowanego środowiska w symulatorze. Aby zdobyć perfekcję w czymkolwiek, przyswojoną wcześniej teorię trzeba łączyć z ćwiczeniami. To oczywista oczywistość, chciałoby się powiedzieć. Całkiem często jednak zdarza się, że ćwiczenia wykorzystywane są do zgoła odmiennych celów.
Tak było w niemal każdym przypadku ataków terrorystycznych w trakcie trwającej od 2001 roku „wojny z terrorem”, co opisywałem szczegółowo w swoich książkach. Zapalnikiem dla niej był „atak na Amerykę”, który nie miał prawa się powieść bez równocześnie prowadzonych 11 września owego roku kilkunastu (!) ćwiczeń wojskowych, kontroli ruchu lotniczego, służb specjalnych i ratowniczych. Przypominam, że na rok przed rzekomym uderzeniem samolotu w Pentagon przeprowadzono symulację takiego zamachu, a brał w niej udział oficer, który rok później siedział w fotelu kapitana B757, rejsu AAL77. Podobnie było z późniejszymi zamachami w Londynie, Madrycie, Paryżu, Brukseli, Nicei, Monachium, gdzie w dniach ataków terrorystycznych odbywały się ćwiczenia mające im przeciwdziałać.
Manewry Cope Tiger 2014 zaplanowano na okres od 10 do 21 marca 2014 roku, a wzięły w nich udział siły lądowe, morskie i powietrzne z USA, Tajlandii i Singapuru. Miały za zadanie wykazać interoperacyjność załóg, wzmocnić zaangażowanie sił USA w rejonie Pacyfiku oraz wykazać zdolność łączenia strategicznego różnych sił w zróżnicowanym środowisku. Akurat 8 marca zaginął w tych okolicach samolot malezyjski, rejs MH-370 i tak ogromne środki, które tam zgromadzono, zdały się „psu na budę” (?).
Kiedy w lipcu 2014 roku pasażerski samolot malezyjskich linii lotniczych, rejs MH-17 został zestrzelony we wschodniej Ukrainie, 40 mil od granicy z Rosją, na Morzu Czarnym trwały właśnie 10-dniowe manewry Paktu NATO („Bryza 2014”), z wykorzystaniem takich maszyn, jak Boeing E3 Sentry z systemem AWACS, który pozwala obserwować wszystko, co rusza się na obszarze setek kilometrów i Boeing EA-18G Growler, którego sprzęt potrafi zagłuszyć, oślepić oraz zneutralizować każdy radar w nadzorowanym teatrze działań. Ćwiczenia i tym razem uznałbym za niezaliczone. Naturalnie, bazując na ogólnodostępnych założeniach wejściowych.
Z kolei, ogólnoświatowa operacja pandemiczna miała swój początek w ćwiczeniach „Dark Winter”, „Atlantic Storm”, „Clade X”, „Event 201”, czy „Crimson Contagion”. Odbywały się one podczas rozmaitych konferencji międzynarodowych. Zdarzało się, że uczestniczyli w nich „polscy” politycy. Zresztą, w lotniczych ćwiczeniach sił izraelskich i amerykańskich również często brali udział polscy piloci, jak choćby w tych o nazwie „Blue Flag”, w roku 2015. A nadal są tacy, którzy nie mogą zrozumieć, po co nam były potrzebne treningi na niebie Bliskiego Wschodu. Ale, o tym wszystkim pisałem przecież wielokrotnie. Dziś zatem o czymś, o czym jeszcze nikt nie pisze.
Otóż, amerykańskie AFCEA (Międzynarodowe Stowarzyszenie Łączności i Elektroniki Sił Zbrojnych) organizuje w jednym z oddziałów służby Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w Atlancie konferencję w zakresie cyberbezpieczeństwa.
Przewodniczący AFCEA Paul Wertz zaprasza „do wysłuchania prelegentów ze wszystkich szczebli administracji rządowej, którzy poruszą szeroki zakres tematów dotyczących infrastruktury krytycznej. Jakie są trendy, co robią różne agencje, jakie kontrakty wchodzą w życie, kwestie budżetowe, pojawiające się technologie itp. Będą mówić o aktualnych kierunkach, kwestiach i wydarzeniach dotyczących cyberbezpieczeństwa, infrastruktury krytycznej i innych ważnych tematów związanych z bezpieczeństwem wewnętrznym”.
Z anglojęzycznej Wikipedii dowiemy się, że „AFCEA, założone w 1946 roku, jest stowarzyszeniem non-profit służącym wojsku, rządowi, przemysłowi i środowiskom akademickim, jako forum rozwoju profesjonalnej wiedzy i relacji w dziedzinie komunikacji, technologii informatycznych, wywiadu i globalnego bezpieczeństwa. AFCEA stanowi forum dla społeczności wojskowych, rządowych, akademickich i przemysłowych, licząc łącznie ponad 30 000 członków. Ma ponad 130 oddziałów i pododdziałów na całym świecie, które zapewniają profesjonalną edukację i możliwości nawiązywania kontaktów. Większość z nich organizuje comiesięczne spotkania w celu wymiany pomysłów na temat komunikacji, wywiadu, cyberbezpieczeństwa i technologii systemów informatycznych. Prawie połowa oddziałów AFCEA prowadzi sympozja i seminaria, a także inne działania. Poszczególne oddziały zapewniają stypendia dla uczelni wyższych, finansują wyposażenie sal lekcyjnych i wspierają studentów w targach naukowych oraz klubach technologicznych”.
Co zatem wyróżnia tegoroczną edycję konferencji AFCEA spośród wszystkich dotychczasowych jej odsłon? Połączona oto będzie, jak się już wszyscy domyślamy, z ćwiczeniami. Mają one „symulować atak cybernetyczny na infrastrukturę krytyczną”, co nie byłoby może jeszcze powodem do nadmiernych obaw, gdyby nie ich…, tak jest. Termin!
Konferencja ma trwać od 6 do 7 listopada tego roku, a poprzedzające ją ćwiczenia odbędą się 5 listopada! W dniu amerykańskich wyborów. Właściwie, nie ma sensu rozwijanie tego wątku, ponieważ wszyscy, którzy przez lata nie dostrzegali związków przyczynowo-skutkowych w opisywanych przeze mnie wyżej faktach, uznają także i to zdarzenie za zupełnie przypadkowe. Muszę jednak postawić to pytanie, jak miałem zawsze w zwyczaju, kreśląc przed praktykantem cel danego ćwiczenia. Czy dostarczane nam przez oficjalny i wielokroć sprawdzony system dane, ale też pozyskiwane od innych użytkowników naszej przestrzeni uwagi, mogą mieć wpływ na nasze postrzeganie rzeczywistości? Otóż, jeżeli profesjonalna i dobrze funkcjonująca stacja meteo podaje nam informację o braku jakiejkolwiek oznaki wiatru na podejściu do lądowania, a pilot samolotu będącego akurat nad progiem pasa informuje o silnym uskoku wiatru, to jego zgłoszenie przekazujemy natychmiast wszystkim, kolejno podchodzącym załogom. Bo idzie o życie innych. W tym przypadku nie jest to, wbrew pozorom, analogia nieuprawniona. Wynik tych wyborów wpłynie na przyszłość milionów ludzi. Także na naszą. Dlatego należy ujawniać zagrożenia, jakie czyhają na krótkiej prostej. My naturalnie niczego nie zmienimy, ale mamy prawo do tej wiedzy. Bo system może zawieść, co może być zabójcze, jeśli ćwiczymy w naprawdę dużym ruchu.
Sławomir M. Kozak